niedziela, 4 maja 2014

Inkub Part IV

Słońce zachodziło ospale, wieśniacy już dawno zakończyli pracę na roli. Ci bogatsi zażywali odpoczynku w oberży, a biedocie zostało jedynie zajmowanie się drobnymi, domowymi pracami. Hałasy powoli cichły, a śpiew świerszczy przybierał na sile. Z oddali dochodziło zawodzenie ochrypłego pijaczka. Nietoperz cieszyła się delikatnym chłodem, niesionym przez nadchodzący wieczór.
Wyniki obserwacji, którą prowadziła, okazały się niezmiernie osobliwe: poprzedniej nocy, jakaś persona odziana w płaszcz z szerokim kapturem, wyjmowała spod kamieni przy studni pieniądze i tajemnicze karteczki. Nietoperz zgadywała, że umieszczono na nich nazwiska kobiet, płacących za usługi Inkuba. Podejrzana postać udała się wprost do posiadłości Właściciela Ziemskiego i zniknęła na zalanym ciemnością podwórzu.
Nietoperz czekała bardzo długo w swoim ukryciu – niezidentyfikowanej plątaninie krzaków. Wreszcie  wychyliła rudą głowę i zauważyła, że niebo skrzy się od gwiazd. Wampirzyca postanowiła, że przy najbliższej okazji zajmie się uporządkowaniem fryzury, gdyż jaskrawy kolor włosów znacznie utrudniał utrzymanie obecności w sekrecie. Powoli, niemal bezszelestnie, udała się w kierunku obserwowanego domostwa.
W głowie Nietoperz kłębiło się wiele teorii i pytań. Co niby, miał robić potwór w domu szanowanego obywatela? Może gospodarz został zmuszony siłą do udzielenia zakwaterowania, albo też monstrum płaciło należycie? Nie, najpewniej postanowiło dokonać zamachu na życie mieszkańców dworu. Musi się pośpieszyć, aby ocalić Cedmona i jego ojca.
Bez większych trudności wspięła się na kamienny mur, równie gładko wylądowała na zielonej trawie po drugiej stronie. Obojętnie ominęła wielkie stodoły i zaczęła oględziny budynku mieszkalnego. Jedno z dolnych, piwnicznych okien zostało niedomknięte. Nie myśląc zbyt wiele, wślizgnęła się do środka. Znalazła się w chłodnym korytarzu. Szarpnęła klamkę pobliskich drzwi.
- O cholera! - Nie zdążyła zdławić okrzyku, który cisnął się na usta.
Wątły blask świec oświetlał rozmaite przyrządy, o których istnieniu nawet nie śniła, jedno było pewne – niemal wszystkie służyły do uprawiania alchemii. Różnokolorowe ciecze bulgocząc przelewały się z naczynia do naczynia, poprzez fachowo wykonane, szklane połączenia.
     Z ciekawości sięgnęła po pozostawioną na stole fiolkę, wypełnioną zielonkawym płynem. Uniosła ją przy jednej ze świec, aby lepiej zbadać zawartość. Korek ustąpił z głuchym pyknięciem. W powietrzu momentalnie rozniósł się ostry, kwaskowaty zapach. Nietoperz nie miała pojęcia, do czego może służyć tajemnicza substancja. Po raz pierwszy pożałowała, że nie zna się na alchemii. Być może, znajdzie sposób na sprawdzenie właściwości mikstury.
- Na twoim miejscu, nie ryzykowałbym.  - Nietoperz machinalnie odstawiła naczynie od ust. - To substancja, która zżera wnętrzności - poinformowała ją uprzejmie kupa szmat, usytuowana w kącie laboratorium.
Dopiero gdy podeszła bliżej ujrzała, że miejsce, z którego przed chwilą wydobył się głos, zostało otoczone  kratami. Łachmany zaszeleściły nerwowo, aż wreszcie wypluły ciemnookiego mężczyznę.
- To ty, nie wierzę własnym oczom – wyszeptał podekscytowany, przyciskając twarz do krat. - Miałem wizje, ale nie sądziłem, że pojawisz się tak szybko, posłanniczko Kambiona.
- To totalny pomyleniec - pomyślała. - Najpewniej, to chory członek rodziny Cedmona, z którym wstyd się pokazać publicznie. Tylko czemu wspomniał o Diable?
Podeszła bliżej, aby przyjrzeć się mężczyźnie. W półmroku było ciężko oszacować wiek, poza tym musiał spędzić w tym więzieniu sporo czasu, gdyż wyhodował wielkie wąsiska, a broda zwijała się  na torsie w ciemne sploty. Bardzo chciała opuścić pomieszczenie i zostawić chorego na umyśle więźnia samemu sobie. Powoli odwróciła się na pięcie, lecz zatrzymały ją słowa mężczyzny:
- Jestem Thoroko - przedstawił się, posyłając Wampirzycy serdeczny uśmiech, ledwo widoczny zza gąszczu brody. - Przypuszczam, że Diabeł przysłał cię tutaj w sprawie Inkuba. Wiem na temat tej kreatury niemal wszystko, wypuść mnie, to pomogę ci w zakończeniu zadania!
Nietoperz oparła zaciśnięte pięści na biodrach, następnie pokręciła przecząco głową.
           - Najpierw musisz mnie przekonać, że można ci zaufać - odparła, wpatrując się w ciemne oczy.
         Usiadła na podłodze i wysłuchała mężczyzny. Dowiedziała się, że jakiś czas temu, również pracował dla Diabła. Potrafił ze szczegółami opisać jego siedzibę oraz wymienić z imienia pozostałych najemników, jedynie nie chciał zdradzić, dlaczego został zamknięty w klatce. Posiadał sporo informacji związanych z Inkubem, lecz wydawały się one irracjonalne. Postanowiła zakończyć przesłuchanie i uwolnić mężczyznę. Szturchnęła ciężką kłódkę, ta w odpowiedzi drgnęła, ocierając się z brzdękiem o kraty - prawdopodobnie sobie nie poradzi, jeśli nie odnajdzie klucza. Podzieliła się wątpliwościami z Thoroko.
- Przecież masz w sobie coś z wampira, rozciągnij kraty. - Wzruszył ramionami, jak gdyby informował o zwykłej, codziennej czynności.
Spróbowała.  Mięśnie napięły się pod skórą. Szarpnęła raz, a potem drugi, bez widocznego rezultatu.
- Niech to *Licz porwie! Wypiłaś jakieś świństwo od Kota? - zapytał, chociaż wiedział, że odpowiedz będzie twierdząca. - Trzeba było rozkoszować się smakiem prawdziwej krwi, skutki uboczne tego eliksiru pozbawiają cię wspaniałych umiejętności, na przykład siły, która w tej chwili byłaby bardzo przydatna.
       - Tak, chyba dla ciebie. Wolę mieć kontrolę nad własnym ciałem, niż wampirze zdolności. Odsuń się pod ścianę! - rozkazała.
 Obficie oblała kłódkę znalezioną wcześniej, zielonkawą substancją. Reakcja nastąpiła błyskawicznie: najpierw pojawiła się brunatna piana, a później szarawy dym, Nietoperz zaczęła kaszleć, gdyż drażnił drogi oddechowe. Pozostałości kłódki skapywały powoli na kamienną podłogę. Odczekała chwilę, by kopniakiem strącić smętnie sterczące szczątki kłódki - Thoroko został oswobodzony.

* * *

- Raz, dwa, trzy! - Wraz z ostatnim słowem, Nietoperz i Thoroko z impetem uderzyli o drzwi, stare deski zostały wyłamane. Nie musieli zachowywać ciszy, w końcu mieli zamiar obudzić wszystkich mieszkańców domu.
Korytarz ozdobiony licznymi obrazami, zaprowadził ich do serca  budynku - salonu. W ozdobnym kominku dogasał ogień. Kilka krzeseł z niezwykle miękkimi siedziskami, otaczało wysoki stolik - zapewne przeznaczony do gry w karty. Na jedno oparcie, ktoś niedbale rzucił przyodziewek. Nietoperz niemal natychmiast rozpoznała pelerynę, należącą do Inkuba. Śmiesznie brzmiące relacje byłego więźnia, w jednej chwili zaczęły nabierać realnych kształtów.
Drzwi po drugiej stronie, rozwarły się z hukiem, na progu stanął właściciel wsi. Ściągną z głowy szlafmycę i przetarł oczy. Wkrótce przybyli dwaj najemnicy odziani w skórzane kaftany, trzymali dłonie na rękojeściach mieczy. Pośpiesznie zajęli miejsca po bokach swego pana.
- Droga panno, wielce jestem wdzięczny za chęć zlikwidowania Inkuba, lecz zupełnie nie uznaję, nachodzenia bezbronnego człowieka w środku noc...
- Ojcze, co tu się dzieje? - Cedmon wkroczył do pomieszczenia dostojnym krokiem.
Nietoperz drgnęła na widok pięciu grubych strupów, przecinających policzek bogacza. Sama w identyczny sposób niedawno okaleczyła Inkuba. Thoroko miał rację! Alchemiczne uzdolniony młodzieniec postanowił realizować swe dewiacje, poprzez transmutowanie całego organizmu. Po wypiciu mikstury, stawał się lubieżnym potworem.
- Właśnie złapaliśmy Inkuba – wycedził Thoroko, celując palcem w młodzieńca.
- To bezczelność, jak śmiesz! - krzyczał Cedmon, lecz nie potrafił ukryć malującej się na twarzy rozpaczy.
Ojciec młodzieńca powstrzymał szybkim gestem swoich najemników, którzy wydobyli broń i zbliżali się niebezpiecznie do Nietoperz i Thoroko. Po chwili zastanowienia przemówił stanowczo:
- Udowodnijcie.
Nietoperz przeszukała czarny płaszcz, leżący na oparciu krzesła. Z wewnętrznych kieszeni wydobyła skrawki pergaminu, garść monet oraz malutką, porządnie zakorkowaną buteleczkę. Pan ziemski w milczeniu zasiadł na jednym z krzeseł i oparł wygodnie zmęczone plecy. Gdyby wiedział, że to jego rodzony syn jest winny całego zamieszania, nigdy nie poprosiłby o pomoc ludzi z zewnątrz.
- No dalej, wypij to świństwo. - Thoroko podał fiolkę Cedmonowi.
Cedmon wyszarpał zębami korek. Thoroko mruczał coś pod nosem, zdawał sobie sprawę z podstępnej natury młodzieńca, więc postanowił nie spuszczać go z oka. Tymczasem Nietoperz zajęła się zamykaniem drzwi.
Gdy Cedmon wypił łyk substancji, zapanowało przytłaczające milczenie. Młodzieniec upadł na kolana, zwijając się w potwornym bólu. Silne dreszcze rzucały bezwładnym ciałem, sala wypełniała się duszącym dymem. Thoroko osłonił twarz chustą i po omacku, z wyciągniętymi przed siebie rękami, szukał przemienionego młodzieńca.
Najemnicy właściciela ziemskiego krzyczeli coś o konieczności otwarcia okien. Kaszląc, na oślep błądzili w białym dymie. Wokoło rozlegały się brzdęki i huk łamanych mebli. Dźwięk tłuczonego szkła wyróżniał się na tle odgłosów szamotaniny. Niezidentyfikowany przedmiot przefrunął tuż przy policzku Nietoperz. Wampirzyca przylgnęła plecami do ściany. Była pewna, że Cedmon ich przechytrzył i przed dokonaniem przemiany użył specyfiku, który wytworzył dym.
Wreszcie, świeże powietrze zaczęło rozrzedzać alchemiczny dym.
Właściciel Ziemski załamał ręce, bynajmniej przyczyną frasunku, nie było wybite okno, zdewastowane meble, czy też połamane półki. Ich bezcenna zawartość w postaci rzadkich książek, walała się po podłodze, wołając o pomstę do niebios. Nie smucił go również makabryczny widok: brzuch jednego z najemników, został na wylot przebity nogą od stołu.
Łysy mężczyzna leżał na wznak, w rozrastającej się plamie krwi. Twarz zastygła w niemym okrzyku, a usmarowane lepką posoką dłonie wciąż ściskały fragment drąga, wystający z ciała.
Jego syn, oczko w głowie, wił się w fachowym uścisku, tego śmiesznego kudłacza - Thoroko. Już nie był Cedmonem, lecz paskudnym potworem o rdzawych oczach. Sporą część majątku wyłożył na edukację Cedmona, chciał aby wykorzystał swój talent do leczenia ludzi, a on zhańbił dobre imię rodziny. Odważnie spojrzał w przekrwione oczy Inkuba.
- Zniszczyłeś swoje i moje życie psie! Mogłem sprowadzać panienki, specjalnie dla zaspokojenia twoich potrzeb, lecz wolałeś zakazaną naukę i towarzystwo chłopek. - Niemal dusił się ze złości.
Rozbił gablotę, która cudem ostała się na ścianie, wydobył z niej zabytkowy sztylet z rękojeścią wysadzaną czerwonymi kamieniami. Nietoperz drgnęła, nie przypuszczała, że właściciel wsi zdecyduje się na zamordowanie własnego syna.
- Aaaa...! - Krzyk konającego urwał się niespodziewanie. Drugi najemnik runął na podłogę, ciało podrygiwało jeszcze przez chwilę.
- Błagam, nie zabijaj Cedmona – prosił ojciec, upadając na kolana. - Byłem głupi, zlekceważyłem jego problemy z jasnością umysłu. Wyślę go w góry, ślad po nim zaginie, a wam zapłacę.
Thoroko wzruszył ramionami.
            - To nie moje zlecenie, decyzja należy do Nietoperz.
- Ile nam proponujesz? - zadała śmiałe pytanie.
- Tysiąc drakonów – odpowiedział, nerwowo splatając ręce.
Nietoperz zawahała się tylko przez chwilę.
- Naprawdę sądzisz, że taka kwota opłaci milczenie?- Za takie pieniądze, można było nabyć rasowego rumaka i kompletną zbroję, może nawet wystarczyłoby na parobka.
Mężczyzna wstał i uścisnął ramię Nietoperz, w geście zawarcia umowy.
- Dwa tysiące - powiedział szorstkim głosem.

* * *

Obładowane sakwami konie, leniwie skubały trawę. Nietoperz właśnie kończyła czyścić grzbiet swemu kasztankowi. Był upał i wokół brzęczały natrętne muchy.
- Witam, pani Wampirzyco!
Odwróciła się machinalnie, aby spojrzeć na właścicielkę cieniutkiego głosu – Annę. Dziewczynka już nie miała na sobie wiejskiego stroju. Śliczne, białe buciki z klamrami idealnie współgrały z koronkową sukienką.
- Przyszłam podziękować za to, że złapała pani mojego brata Cedmona. Niedługo wyjedzie, aby na zawsze pozostać w klasztorze. Tam są zakonnicy, którzy leczą podobne schorzenia. Wie pani, takie kiedy głowa źle pracuje.
Nietoperz uniosła pytająco brew. Miała wrażenie, że się przesłyszała.
- Będę szczera. Dzięki jego dziwactwom oraz tobie, pani Wampirzyco, cały majątek ojca przejdzie na mnie.
Wytrzeszczyła oczy. Ta mała, niby niewinna istota była zdolna do oszustwa i wielkiej chciwość. Czyżby szaleństwo było plagą w tej rodzinie?
       - Więc kobieta, która zginęła niebyła twoją macochą? - zapytała, próbując otrząsnąć się z szoku.
     - Nie bądź głuptasem pani Wampirzyco, oczywiście, że nie. To była samotna chłopka, jej mąż zmarł przed paru laty - rozejrzała się, aby sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje i kontynuowała ściszonym głosem. - Ludzie gadali, że to przeklęta rodzina. Obrazili jakichś ważnych bogów, więc nie mogli mieć potomstwa.
      Nietoperz machała Annie na pożegnanie. Nie chciała wiedzieć nic więcej. Erotoman i mała psychopatka, to urocze rodzeństwo. Odetchnęła z ulgą, gdy dziewczynka wreszcie zniknęła z pola widzenia.
- Zaradne te dzieciaki, nieprawdaż? - zagadnął Thoroko, gdy rozmyślała o pożegnaniu z Anną.
Dłoń nietoperz plasnęła w bok konia, skutecznie unieszkodliwiając namolnego insekta. Nie miała ochoty zwierzać się mężczyźnie, którego znała tak krótko.
- Nie masz się czym przejmować, naprawdę dobrze wykonałaś to zadanie - Thoroko ponownie spróbował podjąć konwersację.
      - Tak, wyśmienicie - odparła ironicznie. -  Szczególnie sprawnie poszło mi zamordowanie niewinnej kobiety.
        - Ona chciała zginąć, oddać życie za potwora, którego kochała.
        - Skąd to możesz wiedzieć!? - wykrzyknęła.
Thoroko zapewne nie miał bladego pojęcia, jak to jest, prawdopodobnie nigdy nie zabił kogoś niewinnego. Nietoperz zdążyła poznać to paskudne uczucie. Obraz, w którym ciało kobiety znika w tafli jeziora, znowu zaprzątał jej umysł.
Świat zwariował, a szaleństwo udzielało się kolejno wszystkim stworzeniom.
- Rozmawiałem z duchem tej kobiety. Ona naprawdę kochała potwora, uwielbiała go w całości: od szponiastych stóp po skołtunione włosy. Nie miała pojęcia, że jej wybranek w rzeczywistości jest Cedmonem.
- Czekaj, ty jesteś nekromantą?- zapytała, chociaż doskonale znała odpowiedź.
Odetchnęła z ulgą, gdy Thoroko skinął głową na potwierdzenie. Miała nadzieję, że nie stworzył tej historyjki, tylko po to, aby ją pocieszyć.
       - Musisz skończyć z eliksirem, który hamuje Żądzę Krwi - rzucił, gdy wreszcie wdrapał się na grzbiet konia. - Widzę, że sumienie cię ogranicza.
     - Następnym razem, kiedy zostaniesz zamknięty w klatce, będziesz musiał prosić duchy o pomoc - zadrwiła, uderzając piętą w bok kasztanka.
Odetchnęła z ulgą - nareszcie może wrócić do domu. Do ciemnej trumny.

*Licz -> KLIK

__________________________
Tym oto sposobem przebrnęliśmy przez pierwszy rozdział! Jestem daleka od zachwytu, lecz wiadomo - początki bywają trudne. Mam nadzieję, że wraz z powstawaniem kolejnych rozdziałów, wzrosną moje umiejętności, a tym samym podniesie się jakość tekstu. Co będzie? Zobaczymy.
Jeśli macie jakieś uwagi, to piszcie śmiało. Są dla mnie ważne.

4 komentarze:

  1. Hej! Zapraszam na 2 rozdział na www.kolacja-z-wampirem.blogspot.com
    Z góry dziękuję za jakikolwiek komentarz ;) Ściskam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, ostatnio mówiłam Ci co myślę na temat spamu - najwyraźniej nie zrozumiałaś :]

      Usuń
  2. To był pierwszy rozdział dopiero? Łał. Ile planujesz napisać postów?

    OdpowiedzUsuń
  3. Układałam tą historię dość dawno temu, wtedy podzieliłam treść w taki sposób (żeby publikowane rozdziały niebyły zbyt długie). Co do ilości, opowiadanie z założenia miało być krótkie, więc przewiduję jeszcze najwyżej dwa rozdziały + epilog :)

    OdpowiedzUsuń